niedziela, 19 grudnia 2010

miało być

jeden post dziennie, ale niestety wygląda na to, że moja Ma jest zbyt absorbująca, a zajęcia domowe i poza domowe nie pozwalają na spokojny relaks przed komputerem z blogiem na monitorze! 
blogi owszem są, ale niestety nie moje, cudze, ciekawe, czytane w pośpiechu, czasem jakiś komentarz i cicha zazdrość że gdzie są moje posty? gdzie jest moja pasja? dlaczego nadal nie potrafię ogarnąć tego wszystkiego co mnie otacza? a może tak mi się tylko wydaje? że nie potrafię?
 zbliżają się Święta - wielkimi krokami - odwieczny problem tuż przed co i komu zakupić? w sumie to co raz częściej łapię się na tym że mi nie zależy. co kupię to będzie! przecież nie uda mi się trafić w gusta i guściki tych wszystkich których tak mało znam, a przecież rodzina jesteśmy.... okazuje się, że najbardziej pożądanym prezentem są majtki, skarpetki, rajstopy i kosmetyki! w tej całej gorączce zapomniałam o kilku kupionych wcześniej rzeczach, ale w odpowiednim momencie się objawiły. największy problem stanowiły prezenty dla dzieci. tzn, Ma już miała -czekał cierpliwie, ale Mi i Zu... w ostatniej chwili się zdecydowaliśmy i ... zamówione czekamy dostawy!
poza tym nic się nie chce, choinka nie ubrana, ba! nie kupiona nawet! oczekujemy zagraniczników żeby pozjeżdżali na święta i tak czas sobie płynie, ucieka i kolejny dzień znika.
dziękuję wam Zuziu, Agnieszko i jAgo :P za te chwile, kiedy sama nie umiem nic napisać, słowa znalezione na waszych blogach są tak energetyzujące, dające kopa i jakiś balsam dla duszy.... chciałabym się dołączyć do waszych akcji i brać udział we wszystkich wycieczkach, wyręczać w trudnych chwilach.... jednak nie mam możliwości .... ale nie poddaję się, chociaż komentarzami staram się pokazać, że jestem. bo wiem, że czasem tylko (TYLKO) obecność drugiej osoby wystarczy za cały świat!
jutro poszukam zdjęć, to dorzucę do tej pisaniny.... 
a póki co... spać spać spać ;)
a to jeszcze moje kobietki....



czwartek, 16 grudnia 2010

łzy

co za ironia.... są oznaką szczęścia, radości, gniewu, złości, smutku, bezsilności.... jednym słowem są często najprostszym lekarstwem na całe zło tego świata i całe zło dotykające tylko nas samych, ale niekoniecznie dla innych mające takie znaczenie... wyrażają tak wiele, a jednocześnie są tylko zdrowym objawem wyczyszczenia oka z obcego ciała które czasem sie do niego dostanie....
potrafią zniszczyć najpiękniejszy makijaż oraz dodać twarzy(oku) blasku i tego czegoś....
taka maleńka słona kropelka a tyle możliwości i znaczeń....
i jak tu żyć pełnią życia, skoro taka kruszynka tak wiele może powiedzieć... a wszystkiego dookoła jest tak wiele! i takich małych kruszynek i oznak miłości, radości czy smutku, których najzwyklej nie zauważamy. zabiegani, zagonieni i patrzący tylko na siebie.
tak dla przeciwwagi tego dzisiejszego posta: Misiek łobuz!


a po co to wszystko napisałam - bo może pojawić się takie pytanie - ano nie wiem?! jakoś tak mi samo przyszło i samo poszło.... ;D

poniedziałek, 6 grudnia 2010

święty

jak to święty.... zawsze przychodzi niezauważony.... i właściwie to tutaj chciałam zaznaczyć nie to że niezauważony, ale że zawsze!! 
u jednych nawet wcześniej i w wersji angielskiej SANTA u blanki, ale jednak ZAWSZE jest! u nas tez był taki ważny ze STOLYCY, o czym nie miałam nawet możliwości smskiem napisać, że dotarł! wspaniały prezent!
Aga Ty mnie zadziwiasz! i Ci tego zazdroszczę.... masz możliwość i okazję zaglądać do księgarni i szukać, przeglądać, oglądać i KUPOWAĆ... ilekroć książka od Ciebie do nas przychodzi to przypominają mi się lata mojej podstawówki kiedy wracając do domu bardzo często stałam godzinami w księgarni/księgarniach i oglądałam książki! kilka razy to mi się nawet udało jakąś kupić! przetrwały do dziś chociaż w kiepskim stanie. blanka czyta kwiat pustyni, słyszałam o tej książce, może sie skuszę. ja ostatnio czytam same lekkie rzeczy, żeby sie zbytnio nie angażować w temat. ale jakiś czas temu czytałam taką właśnie lekką książkę i szukałam każdej wolnej sekundy by tylko kilka literek przeczytać.... nie można się było oderwać.  potem na wakacjach tych nadmorskich 2010. czytałam razem z sąsiadką na balkonie. wymieniałyśmy się książkami i gdyby nie rodzinna potrzeba wyjścia na plaże, to mogłabym tak siedzieć i czytać całe dnie! było super, moze kiedyś jeszcze się powtórzy?!

plażowa czytelnia

święta MikołAJKA!!



niedziela, 5 grudnia 2010

nareszcie!!

chociaż mróz był okrutny, a łyżwy z wypożyczalni... to i tak byłam przeszczęśliwa, a Zu chyba się podobało! potem wracałyśmy w mroźnym śniegu do naszych ciepłych mężczyzn domatorów i jednej księżniczki :)
ja szłam w zaspach tak po kolana, a Zu dzielnie mi towarzyszyła!  na lodowisku też była OGROMNIE dzielna!!
gdyby nie mróz, to byśmy dłużej tam były i śmigałaby już sama!



piątek, 3 grudnia 2010

radości

i smutki początku zimy :D


 
...śnieżyca była tak wspaniała, że jadąc po Mi i Zu do poszczególnych placówek musiałam sobie odśnieżać za każdym razem moje olbrzymie autko!  że nie wspomnę o ograniczonych możliwościach parkowania gdziekolwiek, bo jeździć to się wszyscy dopiero uczyli!

środa, 1 grudnia 2010

posty

jakoś mi ostatnio nie idą, nie ma nic ciekawego - samo życie, codzienność, zmagania z uporem, z kuchennymi obowiązkami, z szufladką "matka polka"...itp.
póki co ruszam z kalendarzem wigilijnym :) zachęcona przez Mila's Daydreams !
za oknem zamiecie, zawieje, biało, wietrznie, cudowne źródełka tryskają ze ścian, ulice całe w śniegu i w lodówce tylko światło - bo zakupy w taka piękna zimową aurę odłożyłam na dzień!
dziecka już śpią, mąż nadrabia sportowe zaległości, pracy mam sporo - poza komputerowymi obowiązkami, ale jakoś się tym specjalnie nie przejmuję!
chyba podnosi mnie 5 cm nad ziemia fakt ze dałam radę dzisiaj z wszystkim pilnym i ważnym!
owszem kręgosłup boli mnie teraz ale pogoda ducha nie opuszcza... a śnieg? a śnieg to ja akurat lubię! :P
zima ?

piątek, 19 listopada 2010

sobota, 13 listopada 2010

uff

jak jest pogoda pod psem to się nic nie chce oprócz spania. jak jest pięknie i słonecznie to się człowiekowi siedzieć w domu nie chce!
no ale jak się chociaż troszkę podgoni lub jakiś maleńki etap jakiejkolwiek pracy wykona to juz człowiek spokojniejszy... przechodzi do innego tematu i tak poprzedni podgoniony leży odłogiem do następnego razu. u nas tak zwykle bywa! robi się to co pilne a reszta leży i czeka na swoją kolej, bo ja już tak mam że zawsze coś ważniejsze przed szereg mi wskoczy! a obecnie i zawsze najważniejsze to były dzieciaki!
i tak w środę dostałam kolejnego kopa w tyłek i mam dwa skierowania do poradni wad postawy! może to nic, ale pójść trzeba żeby się w tym NICu upewnić! tylko kiedy czas na to znaleźć tzn czas by się może i znalazł, ale sił może już nie braknąć. Ma jest co raz bardziej mobilna a przy tym odważna, domowy schodek pokonuje zarówno w górę jak i w dół! z tym w dół oczywiście problem niemiłosierny. poza tym jak dojdzie do szafki i stanie to trenuje przysiadanie na kolanach, co też nie zawsze sie udaje, bo albo się źle chwyciła, albo ją gibnie nie tam gdzie trzeba - i wrzask. ale łobuzerka, i tak muszę powiedzieć, grzeczna jest i cierpliwie znosi wszystkie moje pomysły i zadania. trzeba tylko umiejętnie ją nakarmić i naspać :) jazda samochodem nadal stanowi problem.... Ma nie lubi ograniczonych widoków, a siedząc w środku to niestety ;/
dzisiaj zrobiliśmy sobie wycieczkę na nasze kochane widoki, był latawiec, latawcowi i zachodzące słońce ;)
było... fajnie...




przekrój

"walczę z nim obecnie
na szybkiego
a nie lubię tak
lubię sobie wydrukować to co mam
i pobazgrolic po tym i wtedy wiem co mam dozrobienia
a tak to ślęczę
ale jeden chociaz zrobię i zwymiaruję i zawiozę
u nas dzisiaj wszystkie mozliwe(oprócz zimowej) aury na ziemi :)
było pochmurno, ponuro, deszczowo, słonecznie tęcza wiatrzysko że głwę urywa
obecnie jarzy słońce tak że normalnie w lecie czasem mniej świeci, a wiatr sie uspokoił chociaż po niebie pędzą na horyzoncie chmurzyska!" 
a tak było we wtorek!



poniedziałek, 8 listopada 2010

kolory jesieni

w ostatnim tygodniu takie fotosy popełniłam, wrzucam je tutaj i chwilowo powracam do rozłożonych przede mną papierów.... sama nie wiem w co ręce włożyć!!





a ostatnie zdjęcie to grudzień na parapecie :P
całuski ...

sniadanko

chrupaczek
kiedy się już znudziło wylądowało na głowie. 
przynajmniej zanim się znudziło, to ja zdążyłam zjeść swoje ;-). 
teraz zaczely sie śpiewy - tzn. Ma spiewa! nie ja hihihi 
witam! po długim niebyciu!

poniedziałek, 1 listopada 2010

słowo się rzekło

kobyłka u płota...
tydzień temu tajemniczo bardzo - choć to jest temat całkiem przyziemny - napisałam o perypetiach poniedziałkowych. 
przechodzę więc do konkretów. Tydzień temu miałam wizytę u Pani wychowawczyni Mi... i dowiedziałam się że Mi bije dzieci... tzn. nie że tłucze je notorycznie, ale że nie umie zapanować nad złością i emocjami... w każdej chwili jak coś mu się nie uda to reaguje złością i atakami na siebie lub to co pod ręką... no i między innymi odbija się to na innych dzieciach... ręce mi opadły. była też druga mama, bo to o sytuację z jej synem chodziło. jak to chłopaki pobili się. Pani powiedziała że nie wie dokładnie o co poszło, nie dowiedziała się, bo Mi się rozpłakał i każdy z chłopaków był w osobnym swoim kącie - aż do spokojności. 
stanęło na tym, że w domu zrobimy naradę! ale jak to wszystko rozegrać nie było łatwe! podobne narady były już kilka razy... niewielki efekt przyniosły... ta ostatnia nie była łatwa, ale przez resztę tygodnia Mi jakoś funkcjonował bez złości w szkole... gorszy był czas od piątku do teraz... no i jak przez cały tydzień było bez bicia tak teraz znowu. strasznie się ta moja latorośl buntuje, a ja już nie mam pomysłów na podejście z innej strony do tematu... ciężkie to wszystko jest dla mnie, bo wiem że to wszystko wynika z relacji moich z Mi! a zwłaszcza tych relacji kiedy Zu miała kilka miesięcy a on prawie dwa latka... myślę cały czas, że to ten czas najbardziej w niego się zakorzenił i największe rany zostawił.... a teraz jest to już tak głęboko, że nie wiadomo jak się do tego dogrzebać, żeby zagoić ranę i uspokoić duszę...
w tym wszystkim nie pomaga mój nerwowy charakter i to wszystko czego ja sama się nauczyłam lub jak ja mając te kilka lat się zachowywałam w takich sytuacjach! ciągły konflikt! jak powiedzieć NIE, żeby nie brzmiało to jak NIE! i żeby chwalić dziecko tak często, żeby tych upomnień nie było widać ?! organizacja czasu też jakoś kuleje! nawet jak jednego dnia uda mi się znaleźć więcej pomysłów i z drugiej strony odebrać ochotę do zabawy to na następne dni mi tego już brakuje... gdzie znaleźć w tym ciągłym biegu, zabieganiu, nieustającym czasie THINGS TO DO, czas na relaks z dzieckiem?! 
właśnie wnętrzności mi się przewalają, bo Zu chciała iść na huśtawkę, i tatuś owszem się zgodził! ale czeka aż się skończy MECZ! a ona już kolejny raz prosi!! dlaczego gdy dzieci  chcą z nami BYĆ, chcą z nami się bawić my na to nie mamy czasu lub mamy inne WAŻNIEJSZE rzeczy?! a potem sie dziwimy, że nie chcą z nami być!
koniec końców, niby jest z Mi lepiej, a nadal jest nie lepiej! trzaskanie drzwiami, krzyki i złości. a gdy ma coś zrobić, to leży i czeka, aż się zrobi samo!
dzisiaj druga narada - tak zostało postanowione!

niedziela, 31 października 2010

błękitnego nieba

dzisiaj i na kolejne dni pod dostatkiem... pogody takiej, cudnej, jesiennej i aż dziwnej na to piękne listopadowe święto nie było już od minimum 5 lat! ostatni raz w takiej pogodzie spędziłam w domu z dziećmi smarkającymi i kaszlącymi! a tym razem Ma smarkata ale udało się zaglądnąć do wszystkich najbliższych bliskich ;)
Siedliska Bogusz.

piątek, 29 października 2010

my dwie

aparatem bawimy się, 
dlatego nas rozmyło, ale w następnym tygodniu będziemy bardziej aktualne i widoczne;-)

czwartek, 28 października 2010

wielki dzień

ze słonkiem o poranku i nocnym przymrozkiem w tle ;)
dzień jest wielki, bo dzisiaj Mi zostanie pasowany na ucznia.... wydarzenie o wielkim znaczeniu! zobaczymy czy coś to wniesie do duszy mojego Mi?! na razie ubolewa, że nie byliśmy w Fantazji wczoraj i że idą ze szkołą jutro! bo to już uczniami będą i nie będzie można być niegrzecznym ;(
z Ma trenuję muzykę - za którą bardzo dziękuję - ze wspaniałego bloga, który chwilowo musiał się zamknąć dla świata, bo świat jest wredny i okrutny! muzyka nie powiem sprawdza się... zobaczymy jak się sprawdzi wieczorkiem ;) teraz chwilowo na ratunek przybiegła krowa księżycowa ;)
wracając do tematu tego posta, to jak juz ten dzień minie i będzie upragniony wieczór, to sobie odpocznę, a dla relaksu zrobię coś tylko dla siebie i może nawet będą niezłe efekty? na razie bowiem robię wszystko tylko nie to co powinnam i nie to co należy.... robota leży odłogiem ale zupełnie nie wiem jak się do niej zabrać. podchodzę już z  każdej strony i nadal porażka! kiedy to się zmieni, ta moja niechęć, ten słomiany zapał? straszne to wszystko i za dużo pokus i za dużo bodźców i chyba mam ADHD! jak moja Ma, zaraz po Zu, która jak była taka jak Ma też ADHD miała.... 
wczoraj na logopedii, bo chodzimy na logopedię, nijak nie udawało się jej namówić na współpracę. niby duża dziewczynka, niby rozumie i wie, niby chce ale jednak za każdym razem natrafiam na ścianę.... ja nie umiem cierpliwie i z wyczuciem do niej mówić(taki nasz mały konflikt juz od urodzenia). ona sie blokuje, a ja denerwuję i kolejny rząd cegieł wymurowany... potem przychodzę do niej z rozmową i z przytulankami i niby jest ok, ale... w końcu to moja kochana Zu, i nadal ścieżki dostępu do niej nie znalazłam.... ciężki kaliber... a od rana to samo...
a Mi ... z nim to sprawę wyjaśnię w poniedziałek ;)
a teraz czas ułożyć plan dnia do czasu wyjścia z domu, powiedzieć plecom żeby nie bolały, umyć głowę?, ogarnąć mieszkanie i ...w miasto a potem na imprezę ;)

wtorek, 26 października 2010

zaskoczenie?

hmmm chyba bardziej w kategorii zmian... bo jednak dobrze mi się wydawało, że to moje najmłodsze dziecko najszybciej mnie nie chciało....
ale nic to i tak nadal jej jestem potrzebna... bo co z tego ze chodzi i się wspina?! jak dalej trenuje i nie zważa na mało opanowane wcześniejsze umiejętności..... 
wczoraj też po rozmowie z wychowawczynią Mi - odbyła się w domu narada rodzinna.... 
łatwo nie będzie, łatka została już przyszyta... ale może nie będzie się za mocno trzymać?! co po rozmowie dzisiaj rano nie do końca dało się zauważyć! obawy moje może są przedwczesne, ale może sie nie potwierdzą..... za tydzień zobaczymy! na razie czekamy na efekty! choćby najmniejsze....
kocham tego mojego Mi, wszystko co robi to Ja, ale nawet nie umiem wypowiedzieć tych obaw, które siedzą we mnie, bo ... ja czarownica jestem! 
muszę jakoś inaczej się nakręcić!
o co chodzi? powiem za tydzień.....
trzymajcie sie wszyscy, którzy tu może czasem jakimś cudem trafiają....

niedziela, 24 października 2010

spacer sobotni

było ładnie i słonecznie... ale też spokojnie! 
wiatr układał włosy - nawet tym co tego nie chcieli, kołysał dzieci w wózkach i pomagał lub przeszkadzał w ich pchaniu.... liście były żółte, czerwone a słonko po krótkim namyśle postanowiło troszkę odpocząć i zaczęło chować się za chmurki.


 


Ma pospała,  po powrocie do domu też jeszcze Morfeusz ją trzymał w swoich objęciach... 
dzieci z tatkiem wróciły późno, bo w sam raz na obiadek - a Ma obudziła się na tyle kulturalnie, że mama mogła tez mogła zjeść :)
wieczorkiem było plastycznie...





..... następne będą kiedyś ładniejsze, ale ten z zielonymi liśćmi i szyszkami to jest dzieło Zu :D

sobota, 23 października 2010

za oknem

słoneczko... zaprasza... a u nas katar i prze okrutny kaszel! i rodzinka w składzie mężczyźni plus Zu pojechali na działeczkę, a my z Ma zostałyśmy na straży domowego ogniska! a co się z tym wiąże: pranie, wieszanie, odkurzanie, mycie i obiadu przygotowanie! czyli standardowe zajęcie dnia powszedniego!
słonko hmmm może jak się uporamy z podstawowymi obowiązkami to jednak ubierzemy ciepło Ma, zarzucimy na plecki kurtkę i pójdziemy na spacerek? kuszące! może listki jakieś kolorowe nazbieramy! i zrobimy kwiaty?
a wczoraj to znaleźliśmy takie cudo: 
kolczatki
bardzo kłujące i intrygujące... przypomina kasztan i... jak się okazało jest kasztanem, tylko że KASZTANEM JADALNYM!!
i jeszcze fotka z porannych dziewczyńskich zabaw ;)
Zu i Ma

wtorek, 19 października 2010

zauważyłam

że jak tylko mam czas i spokój - taki że nikt mnie o nic nie pyta, nie dzwoni i nie przeszkadza - to mogę wszystko! np dzisiaj awaryjnie został zmieniony mój plan dnia, co potem wiązało się z jeżdżeniem prawie bez sensu po mieście, ale udało mi się go wykonać. i tak oto mamy placek z jabłkami, za chwilę będą drożdżówki i może gdy reszta rodziny, zagubiona gdzieś w ulicznych korkach, wróci do domu to będzie można na chwilkę chociaż usiąść spokojnie i nicnierobić!
poza tymi małymi radościami, to oczywiście nadal gonię w piętkę z innymi sprawami. jakoś w tej kwestii nadal nie umiem przysiąść fałdów mojej długiej kraciastej i plisowanej spódnicy... 
dzisiaj po raz kolejny muszę sobie zrobić dużą listę tzw THINGS TO DO! i postanawiam się jej trzymać bardzo mocno!

poniedziałek, 18 października 2010

na wesoło

cd wspominania dawnych czasów!
żeby chwilowo rozjaśnić ten ponury, mżawkowy i zwariowany poniedziałek wrzucam zwariowane zdjęcie z 1998 roku, kiedy wszystko wyglądało zupełnie inaczej i nic nie zapowiadało tego wszystkiego co teraz mamy ;)
Wdzydze '98

sobota, 16 października 2010

znalazłam

coś o rowerach co poszukiwałam!
rower z wystawy, więcej tu
specjalnie dla mojej szalonej koleżanki-szklanki!
swoją drogą pytanie: z czym wam się kojarzy ŁÓDŹ.... bo mi z Ekstradycją, majtami w grochy i śliwkami w wiaderku... jest też kilka innych wspomnień tego miasta... ale te najbardziej żywe! ;P
pozdrawiam i ściskam.... drzwiami! hahaha

czwartek, 14 października 2010

sprawunki

dzisiaj był dzień, który był dniem zabieganym... dobrze że wbrew pierwotnym obawom nie spadł śnieg, jak to było rok temu... ale i tak krajobraz poranny był cudowny! początkowo mgła zakryła szczelnie wszystko, ale jak się już uporałam z porannym zadaniem(uplątania kwiatków dla wychowawczyni Mi), to zaczynało wygrywać w pogodzie słońce!
dzisiaj kwiatki wyglądały tak, było ich tyle co dzieci i kolorystycznie dopasowały się do złoto-jesiennej aury... goździki są przecież takie ładne!

jesienna dekoracja-inspiracja


coś na słodko, też było
 a rok temu w śnieżnej aurze, jeszcze w przedszkolu królowały takie czerwone, dumne róże ;)
przygotowania w toku!
pogoda jednak rok temu była zdecydowanie na NIE! i to ostre, mokre, rozciaptane NIE!
a dzisiaj............. och dzisiaj było CUDNIE! - żałowałam, że miałam ze sobą tylko aparat w komórce! i chyba powrócimy do spacerów porannych, bo wtedy wszystko jest takie inne! nawet czasami piękne!
 








uwielbiam każdą porę roku, ale chyba jesień i zimę najbardziej ;)
wracając do początku postu, to dzień dzisiaj był bardzo meczący... powoli idę do przodu, ale i tak stoję w miejscu! jednak to co dzisiaj przez krótką chwilę widziałam i doświadczyłam w parku(dla wtajemniczonych -> na łące) jeszcze teraz powoduje, że się uśmiecham i że dobry wewnętrzny nastrój mnie nie opuszcza! taka wewnętrzna radość - mimo smutku i zmęczenia. nie wiem jak to jest, ale takie chwile, nawet krótkie, bardzo mocno ładują moje akumulatory! zobaczymy co nas jutro obudzi - może też mgła i później słońce?!
aha! i przyjechał dzisiaj jeden wędrowiec, może jak znajdzie chwilę to i do nas dotrze?!