piątek, 19 listopada 2010

sobota, 13 listopada 2010

uff

jak jest pogoda pod psem to się nic nie chce oprócz spania. jak jest pięknie i słonecznie to się człowiekowi siedzieć w domu nie chce!
no ale jak się chociaż troszkę podgoni lub jakiś maleńki etap jakiejkolwiek pracy wykona to juz człowiek spokojniejszy... przechodzi do innego tematu i tak poprzedni podgoniony leży odłogiem do następnego razu. u nas tak zwykle bywa! robi się to co pilne a reszta leży i czeka na swoją kolej, bo ja już tak mam że zawsze coś ważniejsze przed szereg mi wskoczy! a obecnie i zawsze najważniejsze to były dzieciaki!
i tak w środę dostałam kolejnego kopa w tyłek i mam dwa skierowania do poradni wad postawy! może to nic, ale pójść trzeba żeby się w tym NICu upewnić! tylko kiedy czas na to znaleźć tzn czas by się może i znalazł, ale sił może już nie braknąć. Ma jest co raz bardziej mobilna a przy tym odważna, domowy schodek pokonuje zarówno w górę jak i w dół! z tym w dół oczywiście problem niemiłosierny. poza tym jak dojdzie do szafki i stanie to trenuje przysiadanie na kolanach, co też nie zawsze sie udaje, bo albo się źle chwyciła, albo ją gibnie nie tam gdzie trzeba - i wrzask. ale łobuzerka, i tak muszę powiedzieć, grzeczna jest i cierpliwie znosi wszystkie moje pomysły i zadania. trzeba tylko umiejętnie ją nakarmić i naspać :) jazda samochodem nadal stanowi problem.... Ma nie lubi ograniczonych widoków, a siedząc w środku to niestety ;/
dzisiaj zrobiliśmy sobie wycieczkę na nasze kochane widoki, był latawiec, latawcowi i zachodzące słońce ;)
było... fajnie...




przekrój

"walczę z nim obecnie
na szybkiego
a nie lubię tak
lubię sobie wydrukować to co mam
i pobazgrolic po tym i wtedy wiem co mam dozrobienia
a tak to ślęczę
ale jeden chociaz zrobię i zwymiaruję i zawiozę
u nas dzisiaj wszystkie mozliwe(oprócz zimowej) aury na ziemi :)
było pochmurno, ponuro, deszczowo, słonecznie tęcza wiatrzysko że głwę urywa
obecnie jarzy słońce tak że normalnie w lecie czasem mniej świeci, a wiatr sie uspokoił chociaż po niebie pędzą na horyzoncie chmurzyska!" 
a tak było we wtorek!



poniedziałek, 8 listopada 2010

kolory jesieni

w ostatnim tygodniu takie fotosy popełniłam, wrzucam je tutaj i chwilowo powracam do rozłożonych przede mną papierów.... sama nie wiem w co ręce włożyć!!





a ostatnie zdjęcie to grudzień na parapecie :P
całuski ...

sniadanko

chrupaczek
kiedy się już znudziło wylądowało na głowie. 
przynajmniej zanim się znudziło, to ja zdążyłam zjeść swoje ;-). 
teraz zaczely sie śpiewy - tzn. Ma spiewa! nie ja hihihi 
witam! po długim niebyciu!

poniedziałek, 1 listopada 2010

słowo się rzekło

kobyłka u płota...
tydzień temu tajemniczo bardzo - choć to jest temat całkiem przyziemny - napisałam o perypetiach poniedziałkowych. 
przechodzę więc do konkretów. Tydzień temu miałam wizytę u Pani wychowawczyni Mi... i dowiedziałam się że Mi bije dzieci... tzn. nie że tłucze je notorycznie, ale że nie umie zapanować nad złością i emocjami... w każdej chwili jak coś mu się nie uda to reaguje złością i atakami na siebie lub to co pod ręką... no i między innymi odbija się to na innych dzieciach... ręce mi opadły. była też druga mama, bo to o sytuację z jej synem chodziło. jak to chłopaki pobili się. Pani powiedziała że nie wie dokładnie o co poszło, nie dowiedziała się, bo Mi się rozpłakał i każdy z chłopaków był w osobnym swoim kącie - aż do spokojności. 
stanęło na tym, że w domu zrobimy naradę! ale jak to wszystko rozegrać nie było łatwe! podobne narady były już kilka razy... niewielki efekt przyniosły... ta ostatnia nie była łatwa, ale przez resztę tygodnia Mi jakoś funkcjonował bez złości w szkole... gorszy był czas od piątku do teraz... no i jak przez cały tydzień było bez bicia tak teraz znowu. strasznie się ta moja latorośl buntuje, a ja już nie mam pomysłów na podejście z innej strony do tematu... ciężkie to wszystko jest dla mnie, bo wiem że to wszystko wynika z relacji moich z Mi! a zwłaszcza tych relacji kiedy Zu miała kilka miesięcy a on prawie dwa latka... myślę cały czas, że to ten czas najbardziej w niego się zakorzenił i największe rany zostawił.... a teraz jest to już tak głęboko, że nie wiadomo jak się do tego dogrzebać, żeby zagoić ranę i uspokoić duszę...
w tym wszystkim nie pomaga mój nerwowy charakter i to wszystko czego ja sama się nauczyłam lub jak ja mając te kilka lat się zachowywałam w takich sytuacjach! ciągły konflikt! jak powiedzieć NIE, żeby nie brzmiało to jak NIE! i żeby chwalić dziecko tak często, żeby tych upomnień nie było widać ?! organizacja czasu też jakoś kuleje! nawet jak jednego dnia uda mi się znaleźć więcej pomysłów i z drugiej strony odebrać ochotę do zabawy to na następne dni mi tego już brakuje... gdzie znaleźć w tym ciągłym biegu, zabieganiu, nieustającym czasie THINGS TO DO, czas na relaks z dzieckiem?! 
właśnie wnętrzności mi się przewalają, bo Zu chciała iść na huśtawkę, i tatuś owszem się zgodził! ale czeka aż się skończy MECZ! a ona już kolejny raz prosi!! dlaczego gdy dzieci  chcą z nami BYĆ, chcą z nami się bawić my na to nie mamy czasu lub mamy inne WAŻNIEJSZE rzeczy?! a potem sie dziwimy, że nie chcą z nami być!
koniec końców, niby jest z Mi lepiej, a nadal jest nie lepiej! trzaskanie drzwiami, krzyki i złości. a gdy ma coś zrobić, to leży i czeka, aż się zrobi samo!
dzisiaj druga narada - tak zostało postanowione!