niedziela, 31 października 2010

błękitnego nieba

dzisiaj i na kolejne dni pod dostatkiem... pogody takiej, cudnej, jesiennej i aż dziwnej na to piękne listopadowe święto nie było już od minimum 5 lat! ostatni raz w takiej pogodzie spędziłam w domu z dziećmi smarkającymi i kaszlącymi! a tym razem Ma smarkata ale udało się zaglądnąć do wszystkich najbliższych bliskich ;)
Siedliska Bogusz.

piątek, 29 października 2010

my dwie

aparatem bawimy się, 
dlatego nas rozmyło, ale w następnym tygodniu będziemy bardziej aktualne i widoczne;-)

czwartek, 28 października 2010

wielki dzień

ze słonkiem o poranku i nocnym przymrozkiem w tle ;)
dzień jest wielki, bo dzisiaj Mi zostanie pasowany na ucznia.... wydarzenie o wielkim znaczeniu! zobaczymy czy coś to wniesie do duszy mojego Mi?! na razie ubolewa, że nie byliśmy w Fantazji wczoraj i że idą ze szkołą jutro! bo to już uczniami będą i nie będzie można być niegrzecznym ;(
z Ma trenuję muzykę - za którą bardzo dziękuję - ze wspaniałego bloga, który chwilowo musiał się zamknąć dla świata, bo świat jest wredny i okrutny! muzyka nie powiem sprawdza się... zobaczymy jak się sprawdzi wieczorkiem ;) teraz chwilowo na ratunek przybiegła krowa księżycowa ;)
wracając do tematu tego posta, to jak juz ten dzień minie i będzie upragniony wieczór, to sobie odpocznę, a dla relaksu zrobię coś tylko dla siebie i może nawet będą niezłe efekty? na razie bowiem robię wszystko tylko nie to co powinnam i nie to co należy.... robota leży odłogiem ale zupełnie nie wiem jak się do niej zabrać. podchodzę już z  każdej strony i nadal porażka! kiedy to się zmieni, ta moja niechęć, ten słomiany zapał? straszne to wszystko i za dużo pokus i za dużo bodźców i chyba mam ADHD! jak moja Ma, zaraz po Zu, która jak była taka jak Ma też ADHD miała.... 
wczoraj na logopedii, bo chodzimy na logopedię, nijak nie udawało się jej namówić na współpracę. niby duża dziewczynka, niby rozumie i wie, niby chce ale jednak za każdym razem natrafiam na ścianę.... ja nie umiem cierpliwie i z wyczuciem do niej mówić(taki nasz mały konflikt juz od urodzenia). ona sie blokuje, a ja denerwuję i kolejny rząd cegieł wymurowany... potem przychodzę do niej z rozmową i z przytulankami i niby jest ok, ale... w końcu to moja kochana Zu, i nadal ścieżki dostępu do niej nie znalazłam.... ciężki kaliber... a od rana to samo...
a Mi ... z nim to sprawę wyjaśnię w poniedziałek ;)
a teraz czas ułożyć plan dnia do czasu wyjścia z domu, powiedzieć plecom żeby nie bolały, umyć głowę?, ogarnąć mieszkanie i ...w miasto a potem na imprezę ;)

wtorek, 26 października 2010

zaskoczenie?

hmmm chyba bardziej w kategorii zmian... bo jednak dobrze mi się wydawało, że to moje najmłodsze dziecko najszybciej mnie nie chciało....
ale nic to i tak nadal jej jestem potrzebna... bo co z tego ze chodzi i się wspina?! jak dalej trenuje i nie zważa na mało opanowane wcześniejsze umiejętności..... 
wczoraj też po rozmowie z wychowawczynią Mi - odbyła się w domu narada rodzinna.... 
łatwo nie będzie, łatka została już przyszyta... ale może nie będzie się za mocno trzymać?! co po rozmowie dzisiaj rano nie do końca dało się zauważyć! obawy moje może są przedwczesne, ale może sie nie potwierdzą..... za tydzień zobaczymy! na razie czekamy na efekty! choćby najmniejsze....
kocham tego mojego Mi, wszystko co robi to Ja, ale nawet nie umiem wypowiedzieć tych obaw, które siedzą we mnie, bo ... ja czarownica jestem! 
muszę jakoś inaczej się nakręcić!
o co chodzi? powiem za tydzień.....
trzymajcie sie wszyscy, którzy tu może czasem jakimś cudem trafiają....

niedziela, 24 października 2010

spacer sobotni

było ładnie i słonecznie... ale też spokojnie! 
wiatr układał włosy - nawet tym co tego nie chcieli, kołysał dzieci w wózkach i pomagał lub przeszkadzał w ich pchaniu.... liście były żółte, czerwone a słonko po krótkim namyśle postanowiło troszkę odpocząć i zaczęło chować się za chmurki.


 


Ma pospała,  po powrocie do domu też jeszcze Morfeusz ją trzymał w swoich objęciach... 
dzieci z tatkiem wróciły późno, bo w sam raz na obiadek - a Ma obudziła się na tyle kulturalnie, że mama mogła tez mogła zjeść :)
wieczorkiem było plastycznie...





..... następne będą kiedyś ładniejsze, ale ten z zielonymi liśćmi i szyszkami to jest dzieło Zu :D

sobota, 23 października 2010

za oknem

słoneczko... zaprasza... a u nas katar i prze okrutny kaszel! i rodzinka w składzie mężczyźni plus Zu pojechali na działeczkę, a my z Ma zostałyśmy na straży domowego ogniska! a co się z tym wiąże: pranie, wieszanie, odkurzanie, mycie i obiadu przygotowanie! czyli standardowe zajęcie dnia powszedniego!
słonko hmmm może jak się uporamy z podstawowymi obowiązkami to jednak ubierzemy ciepło Ma, zarzucimy na plecki kurtkę i pójdziemy na spacerek? kuszące! może listki jakieś kolorowe nazbieramy! i zrobimy kwiaty?
a wczoraj to znaleźliśmy takie cudo: 
kolczatki
bardzo kłujące i intrygujące... przypomina kasztan i... jak się okazało jest kasztanem, tylko że KASZTANEM JADALNYM!!
i jeszcze fotka z porannych dziewczyńskich zabaw ;)
Zu i Ma

wtorek, 19 października 2010

zauważyłam

że jak tylko mam czas i spokój - taki że nikt mnie o nic nie pyta, nie dzwoni i nie przeszkadza - to mogę wszystko! np dzisiaj awaryjnie został zmieniony mój plan dnia, co potem wiązało się z jeżdżeniem prawie bez sensu po mieście, ale udało mi się go wykonać. i tak oto mamy placek z jabłkami, za chwilę będą drożdżówki i może gdy reszta rodziny, zagubiona gdzieś w ulicznych korkach, wróci do domu to będzie można na chwilkę chociaż usiąść spokojnie i nicnierobić!
poza tymi małymi radościami, to oczywiście nadal gonię w piętkę z innymi sprawami. jakoś w tej kwestii nadal nie umiem przysiąść fałdów mojej długiej kraciastej i plisowanej spódnicy... 
dzisiaj po raz kolejny muszę sobie zrobić dużą listę tzw THINGS TO DO! i postanawiam się jej trzymać bardzo mocno!

poniedziałek, 18 października 2010

na wesoło

cd wspominania dawnych czasów!
żeby chwilowo rozjaśnić ten ponury, mżawkowy i zwariowany poniedziałek wrzucam zwariowane zdjęcie z 1998 roku, kiedy wszystko wyglądało zupełnie inaczej i nic nie zapowiadało tego wszystkiego co teraz mamy ;)
Wdzydze '98

sobota, 16 października 2010

znalazłam

coś o rowerach co poszukiwałam!
rower z wystawy, więcej tu
specjalnie dla mojej szalonej koleżanki-szklanki!
swoją drogą pytanie: z czym wam się kojarzy ŁÓDŹ.... bo mi z Ekstradycją, majtami w grochy i śliwkami w wiaderku... jest też kilka innych wspomnień tego miasta... ale te najbardziej żywe! ;P
pozdrawiam i ściskam.... drzwiami! hahaha

czwartek, 14 października 2010

sprawunki

dzisiaj był dzień, który był dniem zabieganym... dobrze że wbrew pierwotnym obawom nie spadł śnieg, jak to było rok temu... ale i tak krajobraz poranny był cudowny! początkowo mgła zakryła szczelnie wszystko, ale jak się już uporałam z porannym zadaniem(uplątania kwiatków dla wychowawczyni Mi), to zaczynało wygrywać w pogodzie słońce!
dzisiaj kwiatki wyglądały tak, było ich tyle co dzieci i kolorystycznie dopasowały się do złoto-jesiennej aury... goździki są przecież takie ładne!

jesienna dekoracja-inspiracja


coś na słodko, też było
 a rok temu w śnieżnej aurze, jeszcze w przedszkolu królowały takie czerwone, dumne róże ;)
przygotowania w toku!
pogoda jednak rok temu była zdecydowanie na NIE! i to ostre, mokre, rozciaptane NIE!
a dzisiaj............. och dzisiaj było CUDNIE! - żałowałam, że miałam ze sobą tylko aparat w komórce! i chyba powrócimy do spacerów porannych, bo wtedy wszystko jest takie inne! nawet czasami piękne!
 








uwielbiam każdą porę roku, ale chyba jesień i zimę najbardziej ;)
wracając do początku postu, to dzień dzisiaj był bardzo meczący... powoli idę do przodu, ale i tak stoję w miejscu! jednak to co dzisiaj przez krótką chwilę widziałam i doświadczyłam w parku(dla wtajemniczonych -> na łące) jeszcze teraz powoduje, że się uśmiecham i że dobry wewnętrzny nastrój mnie nie opuszcza! taka wewnętrzna radość - mimo smutku i zmęczenia. nie wiem jak to jest, ale takie chwile, nawet krótkie, bardzo mocno ładują moje akumulatory! zobaczymy co nas jutro obudzi - może też mgła i później słońce?!
aha! i przyjechał dzisiaj jeden wędrowiec, może jak znajdzie chwilę to i do nas dotrze?!

wtorek, 12 października 2010

mgła

widoczność około 60 metrów i zebrało mi się na wspominki... częściowo za sprawą wczorajszych wiadomości o 40-leciu pewnego Barda ;)
dzisiaj poranne decyzje okazały się niewłaściwe! ale cóż! moja pamieć zaczyna mnie zawodzić, wydawało mi sie ze auto nie będzie potrzebne, a przecież umawiałam się na spotkanie... teraz czekam na wiadomość i zastanawiam sie co powiem jak telefon zadzwoni. zapomniałam też o projektach do podania, dobrze że przypomniałam sobie o mapie! Ma chwilowo została obłożona zabawkami i się ładnie bawi, odkrywając nowe smaki, kolory, kształty i wolność! ja usiłuje nadrobić stracony czas- sama go zmarnotrawiłam... jakoś nie mam weny do robienia papierów... musi się to zmienić, bo mnie ktoś w końcu zje na śniadanie!! zupełnie nie mam wstydu - oczywiście w tej właśnie kwestii!
a obecnie liczę na to że kiedyś w końcu znajdę się w takim miejscu.... i juz wtedy życie z dnia na dzień!
i będzie mi tam jak w niebie i wtedy wszystkie moje piękne i przykre, radosne i smutne wspomnienia będą miały całe zielone przestrzenie do dowolnego fruwania i będzie pięknie, na luzie i z przyjaciółmi, znajomymi. wszyscy będą razem, a każdy osobno w swojej małej krainie! ;)
i jeszcze jedna piosenka ;) o ta






wyszperane, takie które mogę wrzucić, bez większych konsekwencji, choć i tak ryzykuję ;) a mogłoby być ich tu więcej ;)

czwartek, 7 października 2010

poprawka

do dzisiejszego posta... Ma pospała w sumie dwie godziny, ale to tylko dlatego, że na każde mruknięcie czy szum leciałam do niej i aplikowałam smoczek! obecnie tatulo przysypia z młodą na kolanach w pozycji raczej nie  za wygodnej. tzn tatulo przysypia Ma nadal nie! po tym jak sobie pojadł koło 14tej zostawiłam ją w ramionach taty i wyszłam po pozostałą dwójkę! Zu troszkę nie miała ochoty tak wcześnie wychodzić, ale jednak pozbierała swoje karteluszki, zabrała z półeczki zdobyczne - zobacz jakie ładne! - kasztany i "noski" i wybiegła z przedszkola. jeszcze w drodze powrotnej przypomniała sobie o liściach, które zostały na placu zabaw ;(... ale sytuację uratował nowy maleńki kucyk! więc dotarłyśmy radośnie do szkoły. gdzie tęsknił za mną mój szczerbaty syn - wczoraj wypadł trzeci już ząb, dzisiaj wypadł czwarty i spokojnie może w zaciśniętych zębach trzymać cygaro, bo papieros by mu chyba jednak wypadł!!! zgarnęliśmy Mi, a przy okazji Agę i Wiki i z zapakowanymi dziećmi z tyłu w aucie podążyliśmy do domu! byle szybciej bo wiatrzysko dzisiaj i temperatura raczej mało zachęcająca do spacerów! mimo pięknego słoneczka! w drodze powrotnej Mi zaproponował że jakby co to on ma 300 zł w portfelu to mandat za trzy nie zapięte pasy zapłaci!!! proszę jaki chętny do płacenia! myślę, że mu szybko ta hojność zniknie z charakteru!
teraz jak już po obiadku jesteśmy, ekspresowym i dziwnym... marzę tylko o ciepłej relaksującej kąpieli, ciepłej aromatycznej herbatce i spokojnym leżakowaniu, aż do zaśnięcia... a to jeszcze tyle trzeba zrobić - DZIŚ!
no i ważna rzecz: dzisiaj po raz kolejny - już z właściwym oprzyrządowaniem - odbyła się próba podania dziecku kaszki.... uważam, że była to próba udana.... dziecko pojadło i się trochę uspokoiło.
ten post taki jakiś pełny chaosu, ale taki dzisiaj dzień ;) pozdrawiam wszystkich zaglądających i czytających!!

no i

wszystko już było... pogoda się udała, powrót do dzieciństwa też był niesamowity-ksiądz nic się nie zmienił, nawet po tylu latach akcent ma ten sam i taki sam tembr głosu! miśki były radosne, grzeczne i nawet zjadły rosół i kanapki! zbierały kasztany, zbiegały z górki - szkoda ze jedynymi dziećmi na tej imprezie były, no było co prawda takie jeszcze jedno małe, ale świat ma ujrzeć dopiero w 2011 roku - więc że tak powiem się nie liczy! miały zmarznięte dłonie, zasmarkane nosy, ale o to właśnie chodziło! pełna swoboda i zupełna dowolność!
fajne są takie spotkania, szkoda że tylko z okazji ślubów(też co raz rzadziej) i pogrzebów(jak tym razem właśnie)!!! 
powrót do domu szybki ale nużący i wszyscy zmęczeni! no może poza Ma, która nadal ciekawa świata sypia po max 2 godziny dziennie! właśnie koniec spania obwieszcza po ilu ! po 40 minutach od oderwania od matczynej piersi ;/ cóż taki mój świat - nudnawy.... pozdrawiam słonecznie...

wtorek, 5 października 2010

znalezione

nie tak dawno, bo wczoraj w poszukiwaniu korespondencji z moim pradziadkiem natrafiłam na (wiedziałam że tam jest, ale...) "pudełko" z kliszami... między innymi na jedna taką kliszę... oraz udało mi sie natrafić na takie odo fotosy :) próbę już wczoraj wysłałam, bo mnie strasznie korciło... a dzisiaj w pełnej krasie objawiam światu!








głowy mi za te zdjęcia nie urwą, bo są daleko! jedna nawet bardzo daleko! próbowałam ustawić zdjęcia po kolei, nie wiem czy się udało... na pewno lokalizacji nie pomyliłam: Gdańsk, Gołubie, Jarosławiec i flądry hahahahahahaha ;P
kurczę żyję wspomnieniami....

niedziela, 3 października 2010

great grand father

i dzisiaj zakończyło się to długie, często męczące, ponad stuletnie życie.... mogłoby jeszcze trwać, bo dlaczego niby nie, ale dobrze i tak, bo sił już brakowało na uśmiechy, na pamiętanie i na słuchanie.... chociaż wszystko to takie nierealne, bo przecież w całym moim życiu zawsze BYŁ!
po drodze było tak wiele zdarzeń, nikt tego nie spamiętał tak ja ON. niektóre z tych sytuacji były nam znane, małżeństwa, wyjazdy, podróże, zabawy.... ale też smutki, operacje, wojny, szpitale.... wzloty i upadki.... niesamowite to wszystko.... człowiek ma tylko 33 lata i jest mu ciężko, a co jakby miał trzy razy tyle! och! dziadziu jak miał trzy razy tyle co ja obecnie, to i do restaurantu chodził i do groserni, karmił ptaszki, pisał listy, podśpiewywał, grał na skrzypcach, czasem odpoczywał w swoim dużym żółtym domu, który już nie jest jego...ze swoim charakterem wydawał się 20 lat młodszy... mieszkałam tam ja, mieszkał mój Wo, mieszkało wielu ludzi, jedni dłużej inni krócej, myślę że każdy ten dom i JEGO samego zapamiętał. teraz będzie miał okazję spotkać swoich znajomych, swoich rodziców i wszystkich bliskich, którzy przecież tak dawno się z NIM nie widzieli!!! zamieszka sobie z nimi wszystkimi razem i będzie szczęśliwy!
dziś był taki piękny dzień, taki słoneczny, pachnący, był las, porównywanie obrazów z dzieciństwa, spokój, radość i zaduma... chwilami nawet zatroskanie i takie zagubienie, z pytaniem: co dalej? pobyliśmy chwilkę całą rodzinką u mojej babci na wsi... wróciliśmy znużeni słońcem, niewiadomą i świeżym powietrzem.... 
skończyło się czekanie.... pozostało pytanie... czy nie mogło być inaczej? zdjęcia może kiedyś...

sobota, 2 października 2010

czekam

straszne jest to czekanie, pełne obaw, nadziei, ale też wiary, że zdążę... że mi się jeszcze uda chociaż na sekundę chociaż na minutkę na maleńką chwilę.... świadomość w takich chwilach jest straszna i właściwie to nie wiem co lepsze.... wiem jedno nie mogę sobie znaleźć miejsca, najchętniej już bym wsiadła w auto i pojechała... choćbym miała z Ma jechać, albo z całą bandą rozwrzeszczanych dzieci... a może jak Ma uśnie? mam w końcu nowe hamulce, nowe tarcze i nową linkę do ręcznego... to można jechać, paliwo też jest, co z tego że noc?! kurczę dlaczego, jak zawsze, posłuchałam mamy ;/ - mam odpowiedź w samym pytaniu "jak zawsze"! z drugiej strony może lepiej? bo co byśmy tam od siebie wnieśli.... chaos, hałas i ... życie... ehhh życie.... zaskakuje nas bardzo, choćbyśmy próbowali ująć je w jakieś ramy i scenariusze to i tak nie wiem jaka jest w nim nasza rola. niby nasze  to życie a jednak nie my mamy nad nim władzę.....zawsze nam się wydaje że mamy jeszcze czas... ostatnio nawet chciałam pisać list, ale ostatnio to było dokładnie wczoraj, a dzisiaj nawet bym go nie zdążyła wysłać, nie mówiąc o napisaniu czy doręczeniu!!!
czerwiec 2010 - różnica wieku - 104!!
no nic czekam nadal.... sama nie wiem na co?!