czwartek, 30 września 2010

co to ja chciałam...

chyba najpierw muszę się upewnić że dzieci już śpią. jedno chyba w końcu dało za wygraną, pozostała dwójka: mamo, mamo...ja tak nie zasnę! dzisiejszy dzień, był męczący głównie ze względu na pogodę: mokro, szaro i zimno. zaplanowana wycieczka do szkoły do wychowawczyni już by się nie odbyła, ale jednak chwilowo deszcz dał za wygraną i postanowiłam się zebrać w sobie, zgarnąć Ma i hajda w daleki świat. tylko Ma miała chwilkę wcześnie bardzo pilne zadanie i tuż przed wyjście trzeba było zabrać ja na warsztat... co swoja droga od jakiegoś miesiąca jest utrudnione, bo jak tu zakładać pieluchę jak dziecko stoi na głowie?!... udało się jednak -tak jak zwykle- i pobiegłyśmy z górki do szkoły. 
gdy już wszystko zostało uzgodnione, wyruszyłam w drogę powrotną, ale po chwili zastanowienie doszłam do wniosku, ze nie chce mi się dwa razy po schodach biegać i poszłam w jeszcze dalszy świat. ale żeby nie przedłużać moich wywodów, opowiem o tym w skrócie. spacer odbywał się w z góry ustalonym porządku, do sklepu REAL do apteki, później po gumiaki(okazały się za wąskie w łydach, więc ich nie zakupiłam), potem sklep Pepco i pobliska kochana Biedronia potem chwila zastanowienia i z obranej ścieżki zdjęła mnie Pani Jó, twierdząc że sklep CCC jest w Galerii Nowy Świat - nie ma tam CCC, ale jest DEICHMAN, ale niestety kaloszy tam nie kupiłam. kupiłam za to w C&A jak przystało na matkę trójki dzieci kurtkę dla syna! no bo przecież po nią tutaj przyszłam!!! w drodze do szkoły, bo przecież po to się tułam po świecie, żeby syna odebrać ze szkoły!! ponieważ godzina wskazywała na trwające nadal lekcje, zahaczyłam o sklep spożywczy i na 5 minut przed dzwonkiem byłam w szkole.
synu dzisiaj miał wielką chwilę, i chyba to było to coś o czym miałam napisać?!
a mianowicie Mi połknął dzisiaj swojego pierwszego "wypadniętego" zęba!!!!!! bardzo był z tego dumny - nawet powiedział ze ma jeszcze dwa które się ruszają, więc zębowa wróżka będzie jeszcze miała okazję sypnąć kasą!
szukaliśmy kasztanów, ale przerażające zimno nie nastrajało do włóczęgi i powoli zmęczonym krokiem dotarliśmy do domu. z kluczami pobiegł Mi a ja z Ma i zakupami wydrapałam się na nasze Widoki.
szybka herbata, szybkie pranie naczyń, szybkie obieranie warzyw i szybkie szykowanie obiadu. potem ekspresowe drożdżówki i ekspresowa wizyta sąsiadek z dziećmi....
a teraz....
teraz w domu cisza, mąż za chwilkę wpadnie z sali do domu, bo mecz! 
a mnie opuszczają siły, dodatkowo przygnębiający jest stan mojego ducha i to że po raz kolejny nakrzyczałam na dzieci! walczę o spokój, ale mi się to notorycznie nie udaje. moja cierpliwość jest produktem deficytowym, a dodatkowo jak nie widzę efektów wcześniej ustalonych zasad i układów, to cierpliwość ucieka ze mnie jak powietrze z balona. nic to kiedyś może spokój i cierpliwość to będą moje główne cechy! ta jasne!
pragnę spokoju a sama tego spokoju nie daję
przeraziła mnie dzisiaj reakcja mojej Zu, dodatkowo ostatnio jej zachowanie i to co krzyczy tez mnie paraliżuje, bo wiem że jest to związane z moim zachowaniem... zarówno w stosunku do niej jak i w domu. nigdy nawet jak była malusieńka nie potrafiłam znaleźć z nią wspólnego języka, jakoś z Ma rzadziej się to zdarza. nie wiem z czego to wynika, z Zu uduchowienia? hmm z jej charakteru, który jest tak wrażliwy z jej delikatności i wrażliwości na wszystko co gryzie, ciśnie, gniecie. kinestetyk - cała Zu. zobaczymy za kilka lat jakie cechy ma Ma?!
dobra tyle tego otwierania i smucenia :D
wizyta sąsiadek z dziećmi była wspaniała, chociaż pokuszę się o stwierdzenie, że we wtorek było fajniej ;)
ponadto wczorajsze imieniny Mi, też były chyba spoko. niespodzianka się udała
jutro dentysta i może w końcu kalosze! bo zastrajkuję i nie będę chodzić na spacery, jak mam sobie nogi za każdym razem przemoczyć ;)
my-jak nas było mniej

wracamy-może kiedyś znowu wracać będziemy ;)

poniedziałek, 27 września 2010

kolory

morning
powoli zmieniają się na jesienne i zachwycające. co prawda zdjęcie nie do końca oddaje słoneczny poranek, ale było pięknie, niesamowite nasycenie barw, teraz jest już tylko szaro, choć żółty jesienny lisc...
może następny łikend da szansę zrobić kolorowy wypad w góry lub tylko tu.

niedziela, 26 września 2010

AZALIA

nie widziałam ich tam a ponoć jest tam ich rezerwat czy jakoś tak... ponoć są w kolorze żółtym ;) drugi raz pojechaliśmy się integrować z dziećmi, rodzicami i pracownikami przedszkola do Woli Żarczyckiej. tego roku sobotni wypad był tak samo udany jak rok temu... i postanowiliśmy w następnym roku też tam pojechać na tzw. krzysia dopisując się do jednej z zaprzyjaźnionych rodzin ;) owa rodzina wyraziła chęć!
jak i rok temu w planie była kiełbaska, pieczony ziemniak, niewyskokowe napoje i akcja "LAS" - czyli spacer po lesie w poszukiwaniu skarbów. poza tym relaks, świeże powietrze, leśna głusza(bo to tak 2 km od zabudowań) i grzybki, rybeńki, szaleństwo i muzyka.
słoneczko grzało, wiaterek chłodził, komu się chciało ten na grzybki chodził. trójca się umęczyła-choć nie do końca. najmłodsze dziecię z rodziny postanowiło sobotę wykorzystać na maksa i wojowało od 5:40 do 19:00 z trzema półgodzinnymi przerwami na spanie(no może jedna trwała 45 minut)! padła wieczorem, ale w nocy mimo wszystko spokoju nie było - nie wiem z nadmiaru wrażeń? starszyzna dziecięca też w nocy chodzonego miała!!  że też im się chce!
niedziela okazała sie spokojna i leniwa, chociaż również obfitowała - jak sobota - w odwiedziny rodziny, oglądanie magicznego pudełka i nadrabianie zaległości w życiu rodzinnym. dzieci spędziły czas z tatkiem na placu zabaw, Ma pokazała babci co już potrafi, a babcia wykazała się, doskonałymi przecież, umiejętnościami kulinarnymi. było też szybkie SUDOKU z wnukiem, i rozmowy o sporcie... 
niestety wszystko zasnuwała czarna chmura smutku i jakby niezrozumienia sytuacji, a to za sprawą wydarzeń na autostradzie w okolicy Berlina, gdzie polski autokar wracający do kraju miał tragiczny wypadek... ehhhh życie, tak mało je doceniamy, tak wiele chcemy a nie zauważamy tego co mamy.... straszne to wszystko, straszne i nie do przeżycia.... :(
Śpieszmy się

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze 
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje 
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna 
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna 
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor 
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej 
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu 
jak dzwięk troche niezgrabny lub jak suchy ukłon 
żeby widziec naprawde zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiac o miłosci 
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą 

ks. Jan Twardowski


środa, 22 września 2010

początki

okazują się nadal przebywać w internecie tylko, że jak się kiedyś zgubiło do nich dostęp to tak to potem wygląda.... ale mocne postanowienie poprawy daje owoce i oto datowane na 17 listopada 2004 roku....  ;-)
męża z kolegą całą procedurę robili, a ja przygotowałam zdjęcia i tekst.... hahahaha

dla agi

byłyśmy dziś na wyluzowanych zakupach bez listy zakupów. między innymi artykułami, kupiłam dla Ma zabawkę na kółkach - wesołą krówkę ;-) 
cap ją!
a w związku z wczorajszą pogadanką stokrotek, może to.

wtorek, 21 września 2010

lata lecą

zupełnie zapomniałam, że to już 4 lata jak sobie "grzecznie" siedzę w mojej kochanej pracy! dzisiaj mnie olśniło, że w sobotę był 18 września i że to jest ta właśnie magiczna data! początki były trudne i wszystko robiłam jak we mgle. nie wiedząc o co chodzi, co z czym się je, jak i co się nazywa oraz po co to wszystko jest! z tej całej wyliczanki zostało jeszcze jedno pytanie: DLACZEGO tak a nie inaczej? ale to pytanie jest zawsze a im więcej wody w Wisłoku płynie tym mniej wiem i mniej rozumiem!
najlepiej widać to na tym zdjęciu, zrobionym kiedyś w "firmowej" bibliotece ;)
PRAWO BUDOWLANE - FANTASTYKA
z każdym kolejnym dniem, z każdą nową sprawą- choćby najzwyklejsza się wydawała - okazuje się że wiem że nic nie wiem!! straszne to uczucie, ale i tak kocham ta robotę, co dodatkowo poczułam w piątek ;) 
nie tylko sprawy są takie istotne i nie tylko ciekawość kolejnych tematów, ale najważniejsi są ludzie z którymi dane mi jest pracować! są wspaniali, dowcipni, każdy inny, każdy specyficzny, ale jak trzeba się zorganizować to stoją za tobą murem i po prostu SĄ! dziękuję :) :P

niedziela, 19 września 2010

niedzielne


leniwe chwile na wycieczce... oczywiście rodzinnie!
pogoda była piękna, na koniec wąwóz dał nam opady żółtych liści i wróciliśmy umęczeni świeżym powietrzem ;)

sobota, 18 września 2010

dzień

bogaty w nowe doświadczenia, ale najważniejsze w czwartek na świecie pojawił się Maciej R. - GRATULUJĘ mamci i tatusiowi, no i starszej siostrzyczce ;) zdrówka :)
a ja dzisiaj odebrałam swój posag hihihi
jeszcze nie do końca w komplecie, ale już część jest.... czekam na resztę, ale zanim się uzupełni, to trzeba przywrócić mu - raczej jej - dawny blask... jak to zrobić?! poszukam w blogach, może akurat coś znajdę!

a wcześniej byliśmy tutaj.. też całkiem ładnie sobie działają panowie-w sumie szkoda ze tak w kratkę pracują, ale niech im będzie!

to nie nasze dachy i nie nasze baseny. chociaż Mi się dopomina o fundamenty na naszej działce ;) ale na to przyjdzie jeszcze dłuuuugą chwilę poczekać... muszę się skontaktować z tą ogrodniczką od KaTe, bo może już coś pomyślimy o roślinkach?

czwartek, 16 września 2010

taa


podkarpackie słoneczko..
pojawiło się owszem, i nawet powiało nostalgią za dłuższym czasem jesiennego słońca... przecież tak pięknego, jedynego i nie do opisania...
jesień... pcha mnie w góry, ale o ile morze nie zostało w tyle, tak niestety góry chyba jeszcze muszą na mnie poczekać! Ma podrośnie i Zu też mniej marudząca się zrobi, to za rok wyruszymy na podbój górskich szczytów, na piękne widoki... piękne jak na widokowej, ale jednak baaaardzo inne... może uda się juz coś zobaczyć u Kicka?!

nos

chyba się doprawiłam tą wczorajszą wycieczką... do LIDLa
zakupy zrobiłam, ale jak to zwykle bywa nie kupiłam tego co chciałam! ale za to katar dostałam i oddycham moim zgryzem otwartym ;)
Ma usnęła, Zu w przedszkolu, Mi w szkole, W w Mogielnicy, pralka w domu, nowej nie ma, ja w piżamie - to taki skrót myslowy i krótki opis rzeczywistości na daną chwilę... 
co do pogody to nie mam juz do niej sił! :[

środa, 15 września 2010

zatkany nos

obecnie walczę o oddychanie takie jak należy... ale chyba tymi moimi wycieczkami w pocie czoła trochę sobie zafundowałam małe przeziębienie... dzisiaj, podobnie jak planuję jutro, wyruszyłam z domu koło południa...
będąc w domu, pojawił się w mojej głowie nowy pomysł.... szkoda że nie związany z projektami, które powoli dają o sobie znać i straszą terminami.
odwiedziłam dawną znajomą, zrobiłam długa wycieczkę po nic i powróciłam z Mi który miał spodnie dresowe mokre w 1/3 albo jak ktoś woli suche w 2/3 ;)
w domu obiadek, karmienie, pranie i nosa wycieranie. później chwila zabawy u sąsiadów i do spania oraz blogowania... 
no nic
teraz film i czekam ;) aż mi się nos odetka.....

wtorek, 14 września 2010

znalezione, wyszperane

a było to jakieś 12 lat temu.... 
porządkując komputerowe śmietki moim oczom zupełnie niewinnie ukazał się taki oto obrazek:
w tle... no właśnie co jest w tle?, który to rok?, a jak ktoś zgadnie co w tle to będzie tez wiedział gdzie?! :P
zupełnie mnie wzięło na sentymenty ;)
jeśli nie widziałeś wdzydz to nie widziałeś nic!

mleko

za oknem... dzisiaj dłużej się trzyma niż wczoraj :[
co do wczoraj to popołudnie było piękne... jesienne, słoneczne z opadającymi gdzieniegdzie liśćmi, dzisiaj może też słonko wygra z chmurkami? poranek był nerwowy, ale nabieramy sił na lepsze chwile na resztę dnia.
plan dnia jest, nagięty też już został, ale idzie w swoim kierunku powoli do przodu. zaraz zacznie się dalsza jego realizacja: czyli koniec porządków, ubieranie, spacer, zakupy, szkoła, dentysta, park i powrót do domu na obiad... a właśnie co na obiad?

do dzieła więc, bo lista długa... hihihi sama siebie motywuję ;)

poniedziałek, 13 września 2010

przypadek


jest matką wynalazku-tak to było? ale tu ani przypadek,ani wynalazek,po prostu wynalazłam takie coś zupełnie przypadkiem;-)
spacerek był szybki ekspresowy wręcz... 
tylko dlaczego jak wyszłam z domu o 8 rano to wróciłam do niego o 14?! hmmm ekspresowy był dlatego że w dwóch, o przepraszam w trzech miejscach byłam dzisiaj dwa razy :) a w sumie pochłonęłam powiedzmy taką połowę mojego miasta ;)
a z samego ranka, zaraz po tym jak pojawiło się słoneczko oczom moim objawił się taki oto ciekawy obrazek
 
co najmniej jak tu.

niedziela, 12 września 2010

słonecznie za oknem

miało być od rana... ale niestety pogoda dzisiaj była nadal dobijająca, no może lepsza niż wczoraj. optymizm w serca powrócił dopiero koło 14tej i wtedy też dzieci zebrały się z tatulem i poszły poszaleć na dwóch kółkach, a Ma po wyspani, najedzeniu szalała na kocu.. czego dowodem są fotki...

weszła pod ławę, trzymała się nogi z kółkiem, trenowała obroty ciał ludzkich i koci grzbiet ;)
oj do końca tygodnia pospaceruje do kuchni, jak jej jakoś nie powstrzymam.

poza tym niedzielne lenistwo i czytanie pięknych blogów z pasją
kobiety robimy tak wiele wspaniałych rzeczy - dzieląc obowiązki i pasje - i nadal trudno nam przyjmować komplementy, ale  przecież nie o komplementy w tym wszystkim chodzi, tylko o jakieś wspólne istnienie i dawanie cząstki siebie innym. żeby pozostała w nich i żeby dawała ciepło. 
swoja droga jak dużo tego ciepła mamy w sobie?! osobiście zauważyłam, że po przeczytaniu kilku nowych postów na blogach znanych i nieznanych mi osobiście osób jakaś taka siła, spokojność i wiara we własne siły mnie ogarnia. łagodnieję i ruszam z nową energią na swoją krętą ścieżkę :D

piątek, 10 września 2010

filozofia

poszła w kąt...
już stan mojego ducha jest zdecydowanie lepszy i taki jak zwykle... czyli na poziomie: jestem twarda i z wszystkim daje radę, a nos mam bardzo wysoko wyżej niż drapacze chmur ;)
odwiedziła, nas tak normalnie z posiedzeniem na kanapie nasza kochana Pani Jó i było fajnie.
a to fajnie jest zapowiedzią tego fajniejszego! i ufff żeby tak rzeczywiście było.
dla spokoju dusz naszych :D
bo jak komuś jest fajnie to wtedy .... :D :D :D :D

partnerstwo=zaufanie??

jak to się dzieje, że gdy nas nie ma i tak wszystko nadal sobie biegnie swoim ustalonym torem. decyzje podejmują się same?! nie chciałam uczestniczyć w ostatnim spotkaniu żeby uniknąć dodatkowych obowiązków, ale niestety nie ominą mnie. ponoć ktoś inny za mnie się tym zajmie ale to nie jest to samo. jak można polegać na innym człowieku a jednak dowiedzieć sie że samemu by się to zrobiło lepiej? i tutaj właśnie po raz kolejny wychodzi moja podstawowa wada... bo to niechybnie jest wada... wszystko muszę zrobić sama sama sama, bo nikt nie zrobi tak dobrze jak ja. i w ten piękny sposób mam zwyczajowe moje obowiązki plus te co sobie sama czasem na głowę ściągam oraz to co bez mojego udziału i mojego głosu organizuje mi otoczenie. :(
taki jakiś nijaki ten dzisiejszy wpis. to chyba wynika też z tego mleka co za oknem i braku słońca... prognozy pogody dla podkarpacia są brutalne.... niby pogodynki mówią o poprawie pogody ale za każdym razem pokazują trzy opcje na mapie: słońce, chmurka i deszcz!!! i rzeczywiście im się sprawdza! jest albo to, albo to, albo to!
wracając do tematu. moja pamięć mnie ostatnio bardzo mocno zawodzi, a "zaksięgowane" obowiązki nie pozwalają zająć się odpowiednio pozostałymi sprawami i jak pojawia się coś jeszcze, to z chęcią bym rzuciła wszystkim i trzasnęła drzwiami. w takich sytuacjach jestem o krok od obłędu lub tylko od depresji! ogarnia mnie niechęć, smutek i jestem maksymalnie drażliwa a nerwy mam na wierzchu. odbija się to też na rodzinie. potrzebuję sukcesu lub radości towarzyskiej żeby wskoczyć na wyższy schodek i się uśmiechać.
to chwilowy stan, który mija... wraz z pierwszymi promykami słonka.
czy zawsze muszę podejmować wspólne decyzje? dlaczego nie może być tak ze są decyzje moje i twoje? dlaczego nie może być tak że raz ja coś kupuję nie pytając o zdanie a raz ty tak zrobisz? 
czy zawsze muszę być tam gdzie ty? 
podejmowanie decyzji wymaga konsultacji, ale czasem chciałabym móc nie brać za coś odpowiedzialności! chciałabym zatęsknić! ot! dorosłe życie tak? pewnie tak.... a gdzie w tym wszystkim jest rozmowa?

środa, 8 września 2010

praszczur


wiecznie młody i uśmiechem błyszczący ;P

ten post tylko dla wtajemniczonych, więc ciiiiicho sza ;)

miał być kiedyś post

na temat pewnego znaku.
i w końcu udało mi się skompletować to co było do opisania potrzebne.
zaczynam....
robiąc ostatnio demolkę na antresolach - zostały tam wyeksmitowane rzeczy chwilowo niepotrzebne, rzeczy bez możliwości szybkiej oceny potrzeba czy nie, stare zabawki, ciuchy zimowe/letnie i takie tam różne rupieci. już dawno chciałam tam zrobić porządek, ale do rzeczy.... robiąc najpierw totalny bałagan a później segregując wszystko na odpowiednie miejsca znalazłam takie oto buciki - które kiedyś nosił Mi a później Zu a teraz .... Ma.
... dostaliśmy je od naszego kolegi, jako prezent ślubny, co widać na poniższym pięknym wspominkowym obrazku. jeszcze piękni i jacy młodzi z prezentem szalonym i zwariowanym, ale...
to chyba był znak, bo wydaje mi się że tylko tak to można traktować... 
nie wiem ja tak mam, ze wszystko wiążę ze sobą. coś co się dzieje zawsze ma przyczynę i określony tego skutek. a tutaj zupełnie niespodziewanie wyszło, że ślubna przepowiednia się teraz ujawniła i jest nasza Ma... i pewnie tam na górze o to chodziło!
czasem wielu rzeczy się nie rozumie, czasem coś dzieje sie i jest dla nas bardzo smutne/wesołe/zdumiewające/itp. ale tyle co sie zastanawiałam nad imieniem i czy nie zmienić(na to brzuchowe), bo to jednak na całe życie i ma wielkie znaczenie, okazało się że to jest poza mną... na dodatek zupełnie ode mnie nie zależne. widać takie imię miało być, o czym wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy ;P
może za dużo się doszukuję, ale.. dzięki Kajciechu ;) 

Mi ma jednak genialne pomysły - inteligentna bestia!!


spacer


o poranku, w pospiechu, autonogami...

udało się powrócić ze spaceru... odpoczniemy chwilkę i dalej.
obecnie żyję w świecie dylematu moralnego(praca) i spraw do załatwienia, do odłożenia, informacji do zdobycia i generalnie rano zastanawiam sie czym mnie dzisiaj dzień zaskoczy. ale nie że w południe najlepiej tak wieczorem żeby od razu postawiło na baczność!
wczoraj mnie otrzeźwiła sprawa "pracowa" i stwierdziłam ze muszę pilniej się zainteresować moimi umowami, pismami i terminami z tym związanymi. poza tym ten mój brak chroniczny czasu i systematyczności - daje sie we znaki - chociaż jeszcze sie w tym znajduję. a skoro sie znajduję, to znaczy nie jest źle ;)

czas ucieka wieczność czeka....

poniedziałek, 6 września 2010

cd szkolnych zmagań

póki co okazuje się że pogoda w kratkę, jak rano padało tak potem było słoneczko. i właśnie dlatego a może i nie tylko: dzisiaj Mi jechał do szkoły z tatą i Zu, a ja i Maj pojechałyśmy do doktora po zarazki ;) w strzykawce. wygoda najważniejsza!
wycieczka się udała. dodatkowo zamówiłam książki do angielskiego i potem byłamy je odebrać. w drodze powrotnej zahaczyłam o szkołę, gdzie kończyło lekcje moje dziecko i okazało sie ze jestem tyranem hihihi
Mi znowu otrzymał ocenę pozytywną, i został pochwalony, a w środę, jak się późnym wieczorem dowiedziałam, chcą mnie wybrać na trójkę klasową.... hmmm takie wyróżnienie? no nie wiem. chyba wystarczy mi ostatni rok w przedszkolu. a może zrobić tak: ja zostanę w przedszkolu, a w szkole tatuś by się po udzielał hmmm. można by też ustalić kto na wywiadówki chodzi?! tylko jakoś czasu brak na spokojną rzeczową rozmowę.

a tak na marginesie moje dziecko kochane na pytanie jak było na religii to powiedziało: BYŁO ŚMIESZNIE !!! sprytny ten młody ksiądz oj sprytny....

piątek, 3 września 2010

hihihi

dostałam kolejną transzę dzikich meili...
niektóre z cyklu DEMOTYWATORY.
kilka już widzianych, ale jeden jakby na czasie (no może lekko spóźniony :P)

czwartek, 2 września 2010

och ten...

...mój Mi...
kocham diabełka, ale ręce mi opadają! stara się jak może - nawet czasem to widać, ale jakiś nie wiem chochlik w nim siedzi i już nie wiem jak mówić, tłumaczyć, zachęcać, chwalić.... żeby widać było ze dociera i że twardy dysk to zapisuje w pamięci i potem działa według ściśle ustalonego schematu.
pomijając kwestie przekazania tego co pani w szkole mówiła... bo A też ma z tym problemy(dziewczynki jakoś tak nie wiem umieją?!), to zagrania i reakcje na wszystko co go otacza mnie zaskakują! że nie wspomnę o wydzieraniu informacji i zastanawianiu się ile z tego jest prawdą i czy nie było jednak inaczej... kurczę nie ufam własnemu dziecku!
zwykła rywalizacja o to kto był pierwszy już mnie bawi, ale marudzenia i fochy to już nie na miejscu...
nic to szkoła się zaczęła i przecież wiadomo było ze nie będzie łatwo!!!
damy radę? tak damy radę! - jak to powiedział bob budowniczy i jego pomocnicy...

los...

nie niestety nie chodzi o los na loterii! chociaż tak też się czasem czuję. ale oczywiście jak człowiek ma odprowadzić dziecko do szkoły(pierwszy dzień nauki) to zaczyna się konkretna ulewa z wiatrem urywającym głowę! buty zamiast w plecaku są na podłodze w pokoju, komórka zostaje w domu, a zamek w drzwiach do klatki się zacina. zaznaczam ze wewnątrz została Maj, a już w aucie siedział Mi =[ zamek w drzwiach prawie złamał klucz, więc trzeba administrację uruchomić. dodatkowo wczoraj biegłam otworzyć dziadkom drzwi bo domofon został zalany przez ten upiorny wiatr i oczywiście ulewny deszcz! bo nie trudno zgadnąć, że powodem zalania domofonu był jednak deszcz nie wiatr!(co najmniej jak na dyskotece ;P) dodatkowo znowu mamy cudowne źródełko na suficie - tym razem chyba na dobre!

ale koniec narzekania... Maj śpi, może uda mi się to wykorzystać w odpowiedni sposób i zebrać sie do nadrabiania kilometrowych zaległości rysunkowych
życzę wszystkim dzisiaj słoneczka(może niekoniecznie zachodu słońca), nawet wirtualnie i uśmiechu, nawet gdy się zmoknie do suchej nitki ;D

środa, 1 września 2010

:D

bardzo miła niespodzianka....
od słowa do słowa a tu mi Kobieta w czyn przechodzi i tworzy coś pięknego! wspaniale! tak trzymać! najtrudniejsze w życiu jest cierpienie, modlitwa i nauka! ale dlatego właśnie że daje nam to samych siebie!

zaczęło się


i żyli długo i szczęśliwie - to chyba wróżba;-)